niedziela, 30 czerwca 2013

#33

Minęły dwa tygodnie. Ja czułam się zupełnie dobrze, po za jedną malinką na obojczyku, którą zrobił mi Chris, i za nic nie chciała zejść. Harry stwierdził, że to go odstrasza, to tak jakby jeden kot naznaczył teren, i drugi kot nasikałby na latarnię która znajdowała się w tym terenie, i teraz ten pierwszy kot czuje się tam bardzo obco. To jego słowa. I nie jestem z nich zachwycona, bo zostałam porównana do latarni którą Harry i Chris obsikują...
Ręka Zayn'a wydobrzała i obyło sie bez amputacji. Louis też czuł się już dobrze, Niall miał parę zadrapań, ale wszystko się goiło. Harry wrócił do pełni sił, rana na plecach do połowy się zagoiła. Najgorsza była jednak w miejscu, gdzie Harry miał świeżo zrobiony tatuaż ,,Forever" ...
Wiadomo już, że będzie miał bliznę do końca życia.
Szkoła nadal zawieszona, z powodu ,,tajemniczych strzałów z dnia 13 maja" jak nazwali to w miasteczku.
Dwa dni temu próbowałam dodzwonić się do matki, tęskniłam za nią, ale ona powiedziała że nie mamy o czym rozmawiać. Zatrzymałam się u Eleanor, której rodzice wyjechali na miesiąc.
Wszyscy już wiedzieli, że jestem z ,,wielkim Harry'm Styles'em, szefem gangu i niebezpiecznym człowiekiem". Niby Harry przyjeżdżał do mnie, niby poświęcał mi czas ale...zmienił się nie do poznania.
Od czasu tamtej nocy po strzelaninie, nie przytulaliśmy się, ani nie całowaliśmy. Nie mówię, że go pragnę...ale chciałabym, żeby był dla mnie taki, jak wtedy przed wypadkiem: czuły i troskliwy...
- heeeeej! Żyjesz? - krzyknęła El.
- tak...tak. - odpowiedziałam wyrwana z rozmyśleń.
Eleanor i ja urządziłyśmy w jej domu mały ,,babski wieczór". Oprócz nas była też Danielle, i o dziwo Perrie. Starałam je zbliżyć do siebie na nowo, i chyba mi się udało. Gadały i śmiały się, tylko ja byłam tak jakby ,,wyłączona"
- Nooo! To teraz może temat: Chłopcy! - krzyknęła Perrie. - El, zaczynaj!
- Co zaczynaj.....jeden szybki numer z Louis'em, i do widzenia! - powiedziała Eleanor.
- okeeeej...to teraz Dani. - uśmiechnęła się Perrie.
Chrząknęła, wyprostowała się i przybrała śmieszny ton głosu.
- Witam, jestem Danielle Peazer, mam 17 lat i kocham tańczyć. Jestem szczęśliwą diewczyną nieobecnego tu Liam'a Payn'a .  - powiedziała ze śmiechem.
- Taaa...a było coś....więcej? - spytała Eleanor wykonując pewne ruchy.
- Aaa powiem Ci, moja Eleanor....że było, było. - zaśmiała się Dani.
- I teraz ty Pezz! - krzyknęła Eleanor.
-Ja właściwie z Zayn'em miałam rocznicę wczoraj. - uśmiechnęła się.- ale niech więcej i bardziej szczegółowo  opowie Rose, bo jej związek jest najciekawszy.
Uroniłam łzę. Na prawdę coś się zepsuło. Miałam obawy, że Harry wrócił do dawnego życia. Bardzo dawno nie byłam u niego w mieszkaniu, tym bardziej na noc. Nie mówię, że mi tego brakowało, ale od czasu pseudo pierwszego razu, nie spaliśmy razem, ani nawet się nie całowaliśmy. To bolało. Dawno nie czułam jego zapachu. Wszystko wskazywało na to, że ma inną. A ja w złudzeniu, że Harry może pokochać zwykłą, specjalnie nie malującą się, z małymi cyckami dziewczynę...
- Szkoda gadać. Wszystko się zepsuło. - powiedziałam uwalniając kolejną łzę.
Perrie, Dani i El patrzyły się na mnie zdezorientowane.
- Dawno u niego nie byłam, dawno się nie całowaliśmy, dawno...po prostu nic. Niby przyjeżdża tu, ale zwykle wygląda to na byle jakim spacerze na którym w ogóle nie gadamy, i nie trzymamy się za ręce. On ma ręce w kieszeniach, ja też, i tak idziemy, po cichu.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę... - powiedziałam wstając z kanapy, i wycierając łzy w za długie rękawy luźnego swetra.
Otworzyłam drzwi, a w nich stał Harry.
Gdyby wszystko było normalnie, od razu by mnie pocałował, powiedział do mnie ,,kotku", ,,księżniczko", albo ,,skarbie", jak zawsze mówił, ale nie tym razem. Posłał mi spojrzenie, i ominął mnie w drzwiach. Jestem powietrzem, tak? Nie, tylko zwykłą dziewczyną z którą jeszcze kilka tygodni temu chciał założyć rodzinę, ale martwił się że będzie bezpłodny. Tą dziewczyną, której obiecywał tak wiele, tą dziewczyną, o którą walczył przez długi czas.
- Zaraz wychodzę, wiem że nie jestem tu mile widziany. Mam wiadomości od waszych chłopaków. - powiedział ponuro.
- A od chłopaka Rose? - spytała przenikliwie Perrie.
Dobre pytanie. Spojrzałam na niego. On tylko spuścił wzrok w podłogę, westchnął i ciężko przełknął ślinę.
Pierwszy raz miałam wrażenie, że muszę szybko poprawić swój wygląd. Pierwszy raz Harry mnie zawstydzał. Stałam przed nim zupełnie bez makijażu, w niedbałym koku, za dużym, luźnym, szarym swetrze, obcisłych fioletowych getrach i puchatych, różowych laczkach Eleanor. Dziwki które wybierał, zawsze były natapirowane, włosy ułożone na spray do układania, gruba warstwa pudru, szminka i tona mascary, zawsze świecące tyłkiem i dekoltem. Byłam inna, ale myślałam, że Harry to we mnie lubi. Widać myliłam się. Ja też zniżyłam głowę i osunęłam się od niego tak, aby mnie nie widział.
Harry's pov
Co się między nami popsuło? Dobre pytanie. Problemem byłem ja, tylko i wyłącznie. Przez ten wypadek, gdy Chris mnie bił, wielokrotnie uderzył mnie w to miejsce, i mogę mieć kiedyś problemy z założeniem rodziny. Ale to nie jedyny powód. To ja wciągnąłem ją w zły świat, i powinienem ją jak najszybciej z niego wyciągnąć, zostając w tym sam. Dla tego próbowałem się od niej odłączyć. Był też trzeci powód, decydujący, o którym nie mogłem jej nawet powiedzieć.
Delikatnie, żeby nie poczuła, ale jednak...Perrie przed chwilą spytała mnie  o to, czy chcę cos przekazać Rose.
Czyli żaliła się im. Odczuła to. Jestem idiotą.
- Perrie, Zayn kazał Ci przekazać, że bez Ciebie musi używać kwadratu co kolwiek to znaczy, powiedział że będziesz wiedzieć o co chodzi. - wydukałem.
Perrie się zaśmiała.
- Eleanor, nie patrz się na mnie tym wzrokiem bo ja też umiem zabijać, tylko w inny sposób, tak czy inaczej Louis kazał Ci przekazać, że chce następnego razu. - Eleanor znów zmierzyła mnie wzrokiem.
- Wiem że umiesz zabijać, zwłaszcza szczęście i miłość, prawda? - spytała.
O co jej do kurwy nędznej chodziło?
- O co Ci kurwa chodzi? - spytałem zdenerwowany.
Rose wyglądała ślicznie, była taka naturalna i nie winna...a jednocześnie tak cierpiąca przeze mnie!
- O to, że komuś chyba należą się jakieś wyjaśnienia! - krzyknęła patrząc  mi prosto w oczy.
Westchnąłem.
- Rose, mogę Cię prosić na chwilę? - spytałem patrząc się na nią.
- Tak... - odpowiedziała zimno.
Wyszliśmy na dwór.
Zaczęła trząść się z zimna; była w cienkim sweterku przez który prześwitywał jej stanik. Była taka drobna!
Zdjąłem kurtkę i podałem jej, jednak ona odepchnęła moje ręce.
- Dla czego mnie odpychasz? - spytałem.
- To ja Cię odpycham? - zaśmiała się pod nosem.
-Rose...ty nic nie rozumiesz! - starałem się ją przekonać.
Zaczęła płakać.
- Dla czego ostatnie 3 tygodnie tak wyglądały? - spytała przez łzy.
- Cholera, Rose, to nie jest tak jak myślisz! - krzyknąłem.
- A jak? Mam się się spytać twoich koleżanek? - auć, zabolało.
- Możesz, ale zawsze otrzymasz odpowiedź która specjalnie będzie miała cię zniszczyć, mimo że nie będzie prawdą. - powiedziałem cicho.
- Widzę, że je dobrze znasz! Harry, nie chcę z Tobą gadać. Za każdym razem, jak do mnie przychodzisz prowadzisz bez słowa, jak przedmiot do parku, nie trzymamy się za ręce, nie gadamy. Gdy o coś pytam, burczysz coś pod nosem. Przestałeś mówić do mnie w ciepły sposób, i teraz mówisz tylko Chodź!, Wyjdź! Nie! tak!... Nic więcej.  - z jej oczu popłynęły łzy. Trzęsła się z zimna, widziałem to przerażenie, smutek i strach w oczach. Widziałem, że się mnie boi.
- Dla czego nadal jestem dla Ciebie straszny? - spytałem.
- Nie byłeś. Jednak to, co kiedyś robiliśmy świadczyło o tym, że cię kocham. - wykrzyczała.
- Kurde, Rose nie mogę ci powiedzieć! - krzyknąłem - i do cholery jasnej załóż moją kurtkę bo się przeziębisz!
Okryłem ją ubraniem, czy tego chciała,  czy nie.
Rose's pov.
Wtedy poczułam jego zapach, ten od którego się uzależniłam, i który już chyba straciłam...
Brakowało mi jego uścisku, ale przecież nie mogłam się tak po prostu do niego przytulić!
- Może przytulisz swojego chłopaka? - spytał czytając mi w myślach.
- Ja nie mam chłopaka. - odparłam z goryczą.
Odszedł w tył.
- Nie masz? - spytał powstrzymując łzy.
Zapadła cisza.
- W takim razie ja nie istnieję... - szepnął.
Odwróciłam się do niego.
- Harry, przez 3 tygodnie traktowałeś mnie zupełnie tak, jak byśmy byli zwykłymi znajomymi! - krzyknęłam.
- Dobrze, powiem Ci. Ale ty będziesz żałować wyłącznie przez siebie. Chciałem Cię od tego uchronić.-szepnął przybliżając się do mnie.
Objął mnie ramionami w talii. Tak bardzo mi tego brakowało.
- Chris tak na prawdę nie zniknął z Holmes Chapel. Wyjechał do Londynu i przygotowuje zasadzki dla gangów z naszego miasteczka. To jak polityka, tylko że tu chodzi o życie. 3 tygodnie temu zamordowali tragicznie mojego wspólnika, a tydzień temu mojego przyjaciela. Muszę wspierac teraz ich rodziny...inaczej się nie da. Dla tego byłem zamyślony. Miejmy nadzieję, że mi nie grozi to niebezpieczeństwo, ale nasi śledczy stwierdzili, że powiązanie tych dwóch osób wiąże się wyłącznie ze mną. Nie chcę Cię w to plątać! - szepnął mi do ucha Harry.
Ze łzami w oczach spojrzałam się mu prosto w twarz.
- Harry... - szepnęłam.
Powoli nasze oczy zaczęły się w sobie rozpływać, i po sekundzie nasze usta mocno były zlączone w głębokim pocałunku. Ciała przylegały do siebie, przyciskały się mocno jakby z obawy, że coś nas rozłączy.
Nagle poczułam, że wybrzuszenie w spodniach Harry'ego się powiększa.
- Harry, serio tak szybko? - zaśmiałam się ocierając łzy.
- Ważne, że chyba działa. To pierwsza oznaka że jednak wszystko w porządku. - odpowiedział z zadziornym uśmiechem, ocierając mi łzę z policzka.
- Może noc u mnie? - spytał znowu, z twarzy nie schodził mu uśmieszek.
- Niestety, Styles, nocuję u przyjaciółek. - uśmiechnęłam się dając mu całusa w policzek.
- A jutro? - spytał z nadzieją.
- Jutro, to ci powiem że jadę do cioci, i jej małej córeczki Lux.- odpowiedziałam.
- To ja Ci powiem że jadę z tobą! - stwierdził. - o której?
- Aaaa...8.00? - spytałam śmiejąc się.
- A dobrze, dobrze, kierunek Londyn tak? - spytał.
- tak.
Znowu się do mnie przybliżył.
- Kocham cię, i strasznie mi cię brakowało. - wymruczał.
Znowu zaczęliśmy się całować. Rekami błądził po moim ciele.
- Eeeej, nie teraz! - szepnęłam.
- A jutro?
- Może - droczyłam się z nim z uśmiechem.
- Muszę iść. - powiedziałam całując go w policzek i oddalając się.
- Kocham Cię! - krzyknął. Weszłam do domu El.
Przez okno widziałam odjeżdżający samochód.








1 komentarz: