Bajka bajką, wszystko się kończy. Jeszcze godzinę temu czułam się jak księżniczka w ramionach przystojnego księcia. Harry miał głos jak anioł. Był jak anioł. Był ideałem. I gdy po prostu, nie zwracając uwagi na to, czy Mike się na nas gapi czy nie, zatapialiśmy się w swoich ustach, byłam tak szczęśliwa, jak nigdy. Potem jeszcze kilka razy śpiewał, a ja z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się rozmarzona.
Wracaliśmy do domu trzymając się nawet w samochodzie gdy nie było ruchu za ręce. Harry szeptał miłe słówka i uśmiechał się, a ja co chwilę całowałam jego idealnie ukształtowany policzek. Ale walka zbliżała się nie ubłaganie. Z każdą minutą Harry był bardziej zdenerwowany. Starał się to ukrywać, ale dobrze wiedziałam, że też się boi. Nerwowo chodził po całym mieszkaniu.
Teraz czekałam na niego przy samochodzie. On jeszcze był w mieszkaniu. Po tak ciepłym dniu, wieczór był potwornie chłodny...ale przynajmniej powietrze orzeźwiało, a delikatny wiaterek otrzeźwiał zdenerwowany umysł.
Na dworze było ciemno, ja byłam ubrana w czarny płaszcz, czarne rurki i czarne obcasy. Stałam przy czarnym samochodzie. Za chwilę miał się rozegrać straszny moment. Z tego można by napisać tandetne romansidło, które kończyło by się.....no właśnie, czym?
- Dobry wieczór, piękna! - usłyszałam krzyk. Zwykle mówił tak do mnie Harry, ale to z pewnością nie był jego głos...Chris!
Już za chwilę widziałam jego ohydną twarz. Miał w towarzystwie 3 łysych facetów.
- Odwal się, Chris. - powiedziałam zimno.
- Zadziorna i powalająco śliczna. To lubię. - zaśmiał się, a z nim jego towarzysze.
Nic nie odpowiedziałam.
- Nadal chcesz marnować się z tym hujem? - spytał.
- Ty chyba nie wiesz, który z was jest hujem. - odparłam krótko.
- Odważna! - wykrzyknął zaskoczony.
Gardząco się zaśmiałam.
- Jestem lepszy w łóżku od niego. - powiedział chwytając moją brodę.
Odepchnęłam go.
- Na to akurat nie patrzę. Ty jesteś pusty, i chodzi ci tylko o pieprzenie się. - stwierdziłam.
- A Harry'emu nie? - znów się zaśmiał. - Jest taki sam jak ja, a nawet gorszy, bo ja nikogo nie zabiłem.
- Harry też nikogo nie zabił, i zmienił się. - odpowiedziałam.
Przycisnął mnie do samochodu. Z obrzydzeniem starałam się go odepchnąć. Napierał na mnie swoim kroczem.
- Słuchaj, jesteś cholernie piękna, i musisz kurwa być moja! Rozumiesz?! - krzyknął dotykając moich piersi.
- Zabieraj te obleśne łapy, bo zaraz przyjdzie Harry i nie dożyjesz rana! - wrzasnęłam.
- Jasne! Gdzie jest ten twój bohater? - zaśmiał się gardząco.
I w tym momencie drzwi od klatki schodowej Harry'ego otworzyły się. Uciekli biegiem i schowali się za ścianą bloku. Cholerni tchórze.
- Kto tu był? - spytał Harry otwierając drzwi od strony pasażera i gestem ręki wskazując, żebym weszła.
- Sąsiad, pytał się czy wszystko w porządku. - powiedziałam starając się zachować spokój. Harry nic nie odpowiedział.
Szybko odpalił samochód. Jechaliśmy mrocznymi uliczkami. W pewnym momencie zobaczyłam ,,Black Fox'a": bar przy którym tak wiele się wydarzyło...
- Nigdy, przenigdy Cię nie zostawię, i nigdy to się nie powtórzy. - powiedział głębokim głosem zauważając moje spojrzenie w okno. Na myśl o tym miejscu drżałam.
Nie jechaliśmy do siłowni. Co raz bardziej zagłębialiśmy się w ulice, na które lepiej się nie zapędzać. W końcu Harry wjechał na żwirowy podjazd, i kilkaset metrów jechaliśmy wśród drzew. Wkrótce moim oczom ukazał się duży, biały, obdrapany i zaniedbany budynek. Stało przy nim już dużo samochodów.
Harry wysiadł i otworzył mi drzwi.
- Rose? - powiedział ściskając mocno moją rękę. Nie uśmiechał się. Na jego twarzy nie było żadnych emocji.
Spojrzałam na niego pytająco.
- Klucze do mieszkania masz, dam ci jeszcze te od samochodu na wypadek gdyby...
- Nawet tak nie myśl! - przerwałam mu.
- Byłaś najlepszą dziewczyną jaką miałem. Kocham cię, i zawsze będę z tobą, choćby nie wiem co. Pamiętaj o tym. Przepraszam że sprawiłem ci ból. Przepraszam że nawet w takiej sytuacji nie mogłem się powstrzymać. Przepraszam, że tak brutalnie to zrobiłem. Przepraszam że traktowałem cię okropnie, przed naszym związkiem. Przepraszam za to, że nie masz kontaktu z matką. Przepraszam cię za wszystko. - powiedział rozpaczliwym głosem całując mój dekolt.
- Nie mów tak, jak by to było pożegnanie na zawsze! - po policzku spłynęła mi łza.
- Być może właśnie tak jest. - powiedział cicho, ale i tak to słyszałam.
- Wygrasz to gówno, rozumiesz?! - powiedziałam z zaciśniętymi zębami, chwytając mocno jego loki, i przybliżając jego twarz do siebie.
- Wygrasz to, nie zostawisz mnie! Za bardzo cię kocham, żeby cię stracić! Nie mam nic po za tobą! Wygrasz to! - powtarzałam rozpaczliwie.
Poczułam jego drżący oddech na szyi. Mocno się we mnie wtulił. Zaczęłam płakać.
- Zrobię co mogę. - szepnął.
Weszliśmy do starej hali. Powietrze było tam duszne, i zatęchłe. Harry szybkim krokiem podążył w stronę drzwi do jednego z bocznych pomieszczeń. Gdy je otworzył, moim oczom ukazał się pokój z białymi, obdrapanymi ścianami, niekiedy z widocznymi gołymi cegłami. Na ścianach były wieszaki, i przy jednej stała stara, szara i wysoka ławka. W pomieszczeniu był Louis, Tom, Mike i facet z którym trenował Harry.
- Nareszcie jesteście! - powiedział Tom zdejmując szybko czarny płaszcz z ramion Harry'ego.
- Jak się czujesz stary? - spytał Lou.
- Zajmij się Rose. Pilnuj jej jak oka w głowie. Ona chyba najbardziej potrzebuję wsparcia.- powiedział głosem nie ukazującym żadnych emocji.
Louis podszedł do mnie.
- Wszystko ok? - szepnął.
- Na tyle, na ile może to być. - odpowiedziałam przygnębiona. Oparłam się o ścianę w kącie, i przypatrywałam się przygotowaniom Harry'ego.
Objął mnie ramieniem.
- Ma jakieś szanse? - spytałam wprost Louis'a.
- Gdy Harry wpadnie w furię może nawet zabić...więc
- Szczerze. Błagam, bierz mnie na serio. - poprosiłam.
- Szanse są 50 na 50. Harry jest silny, ale Chris szybszy. Hazza jest za to właściwie ze skały - wytrzyma wszystko. Jednak wiek jest tu największym problemem. Chris jest starszy o 5 lat. - powiedział chmurnie.
- On musi to przeżyć! - powiedziałam roztrzęsiona.
- To mój najlepszy przyjaciel od wielu lat. Na prawdę przeżywam to samo co ty. - powiedział ściskając lekko moje ramię.
Po raz pierwszy widziałam Louis'a poważnego....chyba nie było dobrze.
Patrzyłam na skupionego Harry'ego. Zakładał swoje rękawice. Był ubrany tylko w czarne szorty, włosy niedbale podniesione do góry. Twarz mokra. Uważnie słuchał uwag swojego trenera.
Nagle zaczęli dawać mu po jednym ciosie w każdy policzek. Harry mrużył oczy, ale cierpliwie to znosił.
Spojrzałam zrozpaczona na chmurnego Louis'a, który ze spokojem się temu przypatrywał.
- Rozgrzewają mu twarz. Nie robią tego mocno, ale tak, żeby skóra się przyzwyczaiła... - powiedział jakby czytając mi w myślach.
- Ale przecież to boli...- powiedziałam cicho patrząc się na zaczerwienione oczy Harry'ego.
- Harry znosi większy ból...z resztą to nic, w porównaniu z tym co będzie musiał za chwilę wytrzymać. - odpowiedział.
- Lou, zostawmy ich na chwilę samych! - krzyknął do niego Mike.
Wyszli. Zostaliśmy sami.
- Kocham cię. - odezwał się Harry do mnie podchodząc.
Dotknęłam jego czerwonych policzków. Były wręcz gorące od uderzeń.
- Ja ciebie też... - odpowiedziałam ocierając łzy.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję, że nic ci się nie stanie. - szepnął, wymuszając uśmiech. Widziałam, że sam też by uronił parę łez, ale nie chciał wychodzić na ,,słabszego" jak oni to określali.
- Ale mi chodzi o ciebie. - powiedziałam.
- Harry, już czas! - krzyknął otwierając drzwi trener loczka.
Cmoknął mnie szybko w usta i wybiegł z pomieszczenia. Minął się w przelocie z Lou, który klepnął go w plecy.
- Trzymaj się. - powiedział pocieszając Harry'ego. - jesteś gotowa? - spytał mnie.
- Jeśli można to tak nazwać... - odparłam przygnębiona.
Razem z Lou podążyłam wąskim korytarzem do ogromnej hali. Było pełno ludzi, którzy podzielili się na tych wołających ,,Chris" i tych, którzy byli za Harry'm.
Usiedliśmy w koncie, jednak widziałam dokładnie duży, mocno oświetlony ring bokserski. Rozejrzałam się po hali. Właściwie nie było tu kobiet, ale jeśli już, to pofarbowane i z kilogramami tapety.
Louis objął mnie ramieniem.
- Nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze. - próbował pocieszyć.
- Przecież wiem, że ty tak nie myślisz! - powiedziałam roztrzęsiona.
- Harry Ci czegoś nie powiedział, ale kazał mi to zrobić. Jeśli Harry pokona Chris'a, odwali się od was na zawsze, bo będzie to przy świadkach, i zapisane. Jeśli...dobrze wiesz co...too...Harry nie będzie mógł się do ciebie zbliżyć.... - ciężko przełknął ślinę.
Znowu zaczęłam płakać.
- Nie płacz. Jeśli chodzi o ciebie, Harry zrobi wszystko, zawsze cię obroni. Zawładnęłaś nim. Nigdy bym nie przypuszczał, że będzie tak przywiązany do jednej dziewczyny. I na pewno go pokona. Ale ....jeśli coś się....zawsze masz mnie, Niall'a i Zayn'a. Jesli wszystko zawiedzie, któryś z nas stanie do walki. Odmieniłaś życie nas wszystkich, i jesteśmy tobie to winni. - powiedział cicho.
Otarłam łzę i oparłam się o jego silne ramię.
Walka za chwilę miała się zacząć. Miałam ogromną gulę w gardle.
- Mówię ci, stary, Chris wygra! - krzyknął ktoś za mną.
- Ten młody ma potencjał. Nie wiesz, co w nim siedzi!- odpowiedział mu drugi.
- Tak ci się wydaje, młody ma tylko większe mięśnie, technika też się liczy. - przekonywał pierwszy.
- Młody ma łeb. Nie jest głupi. W sumie szkoda chłopaka. - odkrzyknął drugi.
Bardzo ciekawe. ,, Młody" czyli Harry ma łeb! Ja bym powiedziała, że raczej ani śladu.
Wszystko we mnie się kręciło. Nie wiedziałam co robić. Myślałam, że po prostu zaraz się zabiję. Nie mogę opisać, jaki to stres! Nagle przed oczami przeleciały mi wszystkie chwile spędzone z Harry'm. Te pocałunki, śmiech.... nawet ostatnia noc, bolało, ale się starał. Nie chciał wtedy wpaść w szał, miał przyzwyczajenia z przeszłości, i kiedyś będzie to dla mnie przyjemne, i wolała bym znieśc jeszcze raz ten ból, niż za chwilę patrzeć na walkę.
Na ring weszli Chris i Harry. Rozległ się sygnał dzwonka, i momentalnie Harry mocno uderzył w ramię Chris'a. Okładał go ciężkimi uderzeniami. Było słychać krzyki ludzi obecnych na hali.
Już było dobrze, ale nagle Harry przyjął pozycję obronną. Nie wydawał żadnych ciosów, za to Chris korzystał z chwili i okładał go ciężkimi atakami.
Opadł z sił?
- Co on robi? - szepnęłam do Louis'a.
- Czeka aż się zmęczy, i wtedy zaatakuje. To jego stara taktyka. - powiedział pokazując dziwne gesty Harry'emu.
Loczek spojrzał się na mnie szybko, kiwnął głową do Louis'a i z całej siły przyłożył Chris'owi w policzek.
Słychać było jego jęk. Wypluł krew, i uderzył Harry'ego w twarz.
- Nie! -szepnęłam zrozpaczona.
Louis mocniej mnie przytulił.
Hazza pochylił się. Otarł ramieniem stużkę krwi płynącej z jego nosa. Podniósł się. Teraz groźnie się na siebie patrzyli. Chris się zaśmiał. Powiedział coś, na co Harry agresywnie zareagował okładając go mocnymi uderzeniami. Odpowiedział coś do niego. Oboje spojrzeli jednocześnie na mnie. Przez chwilę patrzyliśmy się sobie z Harry'm prosto w oczy. Widziałam w nich ból i troskę.
Znów zaczęli się bić. Nie mogłam na to patrzeć.
- Będę czekać przy samochodzie Harry'ego. Nie jestem w stanie.... - powiedziałam płacząc do Louis'a.
- Uważaj na siebie, jeśli Ci się coś stanie Harry urwie mi głowę. - powiedział cicho.
- W tym przypadku będę się cieszyć, jeśli będzie mógł to zrobić. -odpowiedziałam przez łzy.
W tym momencie Chris uderzył z całej siły Harry'ego w brzuch.
Pokręciłam głową, zaczęłam jeszcze mocniej płakać i wybiegłam z budynku.
Oparłam się od drzwi czarnego samochodu Harry'ego.
Schowałam głowę w dłoniach, i płakałam, nie zwracając uwagi na to, że jestem w niezbyt ciekawych okolicach miasta.
To nie mogło dziać się na prawdę! Nie mogło! Nie mogło nic mu się stać! Potwornie się czułam, było mi nie dobrze, kręciło mi się w głowie...normalnie pomyślałabym, że jestem w ciąży...ale to od tego stresu, na pewno....nie wytrzymam za chwilę! Z sali zaczęły dobiegać głośne okrzyki.
Po 20 minutach zaczęli wychodzić pierwsi ludzie, i wsiadać do samochodów. Harry zaparkował na uboczu, więc nikt mnie nie widział. Czyli było już po wszystkim...
Jak ja chciałabym, żeby być już po tej najgorszej chwili! Właściwie od teraz zależała cała moja i Harry'ego przyszłość...jeśli umarł? Albo został kaleką? Nie, nawet tak nie myśl! Musiał przeżyć, i wszystko musiało być dobrze! Za rok o tej porze będziemy szczęśliwi RAZEM! Czy kłamałam przeciwko sobie?
- Rose! - usłyszałam głos zdyszanego Tom'a.
Spojrzałam na niego zrozpaczona.
- Harry chce cię zobaczyć. - powiedział cicho.
- Żyje!? Wszystko dobrze? - spytałam ocierając łzy.
- Sama się jego o to spytaj. - odpowiedział spokojnie.
Pobiegłam wręcz sprintem do hali, nie obchodziło mnie to, że mam szpilki.
- Czeka tam. - powiedział Tom wskazując jedne z bocznych drzwi.
Delikatnie je otworzyłam.
Zobaczyłam Harry'ego siedzącego na wysokiej, szarej ławce. Pił wodę, jego ciało było spocone, w niektórych miejscach pokrwawione i posiniaczone.
- H..Harry... - powiedziałam cicho podchodząc do niego.
Spojrzał się na mnie. Na jego twarzy zagościł uśmiech, i na policzkach ukazały się dołeczki.
- Mogę się przytulić? - spytałam nieśmiało. Nie chciałam od razu rzucać mu się na szyję, bo mogła bym nie chcący dotknąć jego obolałego miejsca.
- Oczywiście, kochanie. Usiądź mi na kolanach... - powiedział uważnie mnie obserwując. Usiadłam na nim rozkrakiem i delikatnie objęłam jego szyję. Mocno wessał się w moje usta.
Nie przeszkadzało mi to, że był spocony i od krwi. Nie przeszkadzało mi nawet to, że kazał mi usiąść tak celowo, żebym tyłkiem napierała na jego krocze. Po prostu musiałam być blisko niego, i nic nie mogło mi w tym przeszkodzić.
- Teraz jesteś moja, i nikt nie odważy się mi ciebie odebrać. Pokonałem Chris'a. Zawsze będziemy razem, i już zawsze będziemy szczęśliwi. Obiecuję Ci to. - wymruczał mi do ucha.
Iipppp wygrał!!<3 sweet rozdział:-*
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ, NIE WIEM CO BYM BEZ CIEBIE ZROBIŁA :) PRZYNAJMNIEJ WIEM, ŻE KTOŚ TO CZYTA <3
OdpowiedzUsuń